Gdy w ciągu swojego życia słyszałam cokolwiek na temat niewolnictwa, moje serce ściskał ból współczucia. Nie, żeby był to wielki powód do dumy „och jaka jestem wspaniała, dostrzegam cierpienie innych i im współczuje”. Emocje – w tym wypadku ból, poczucie niesprawiedliwości, krzywdy - zawsze wyłaziły same, niczym automat i stawały się moim (płacz, nie płacz) udziałem.
Wyobraźcie sobie moje zdziwienie kiedy usłyszałam któregoś dnia, że to nie im, tym zniewolonym ludziom, należy współczuć.* „Większość z nich jest milion razy bardziej wolna, niż Ty. Chcesz poznać czym jest prawdziwe niewolnictwo? Spójrz w głąb siebie.”**
To dało mi mocno do myślenia, ale prawdę powiedziawszy zrozumiałam o co w tym wszystkim chodzi dopiero w momencie, w którym zaczęłam się powoli.. uwalniać.
Klasycznej definicji niewolnictwa nie trzeba nikomu tłumaczyć. Kojarzy się z agresją, przemocą, cierpieniem..
A co z kajdankami, które nakładamy sobie na ręce sami..? Brzmi abstrakcyjnie, bo kto przy zdrowych zmysłach mógłby chcieć to zrobić? A jednak zdarza się dużo częściej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
Pierwsze co przychodzi do głowy to nałogi - alkohol, narkotyki, może papierosy. Biedny człowiek.. Stoi pod sklepem, żebrze o pieniądze, kłamie i staje na rzęsach byle tylko móc kupić kolejną butelkę. Ale czy ten nałóg nie jest tylko sposobem radzenia sobie (bądź też nie-radzenia) z prawdziwą niewolą, która staje się tak wielkim brzemieniem, że „na trzeźwo nie da się tego znieść”?
W momencie, w którym zdałam sobie sprawę, że byłam niewolnikiem, wręcz zakładnikiem przez niemalże całe moje życie, zachciało mi się płakać. A świadomość, że sama dałam klucze „oprawcy” wcale mi nie pomogła.
M., jakie Ty masz cudowne oczy, no nie mogę się napatrzeć,
Jesteś taka piękna, uwielbiam Twoje poczucie humoru,
Masz takie dobre serce
Ale z Ciebie zdolniacha! Jak Ty to wszystko robisz? Masakra, podziwiam Cię
Któż z nas nie lubi komplementów, w końcu sprawiają, że czujemy się świetnie. Ktoś nas dostrzegł, docenił. Czad, jestem super. Ale jeśli pozwalamy, żeby komplementy sprawiały, że rośniemy w oczach i czujemy się ze sobą taaak dobrze, musimy przygotować się na rewers za każdym razem, gdy ktoś postanowi obdarować nas opinią daleką od pochlebnej.
Jej, M. jak Ty okropnie wyglądasz, co się stało??
Spójrzcie na projekt Ani, no brawo Aniu, jesteś mega zdolna!
albo zwyczajne Chyba Cię pogięło!
A jak to wszystko może wyglądać w oczach niewolnika?
M. jakie Ty masz cudowne oczy, no nie mogę się napatrzeć – ach, dziękuję bardzo! …ciekawe co byś powiedział, gdybyś zobaczył mnie rano. Muszę pomalować te moje przezroczyste rzęsy, bo mi znowu powiedzą, że wyglądam jakbym była chora.. masakra.
Jesteś taka piękna, uwielbiam Twoje poczucie humoru – o której to się zaczyna? O 17:00, dobra, muszę się zbierać-- mam 50min, dam radę! Muszę się szybko pomalować, zrobić coś z włosami i ubrać w coś.. ja pierdziele, gdzie ta nowa bluzka!? W praniu, szlag! Jak ja to przetrwam?! Nie dość, że będę mówić na forum, wszyscy będą się na mnie patrzeć, to jeszcze będę wyglądać jak dziad.. Może wrzucę jakiegoś dżołka na rozluźnienie atmosfery. Oby się tylko zaśmiali bo chyba spłonę ze wstydu.
Masz takie dobre serce – mówi, że potrzebuje pomocy.. nie chcę tego robić i nie chcę tam iść. Czy on mnie znowu nie próbuje wykorzystać..? No ale dobra. Jak potrzebuje pomocy to mu przecież nie odmówię..
Ale z Ciebie zdolniacha! Jak Ty to wszystko robisz? Masakra, podziwiam Cię – damn it, nie mam już siły.. powieki mogłabym sobie założyć za uszy, a i to by nie wystarczyło, żeby oczy pozostały otwarte. Ale nic, jedziemy dalej, przecież nie zostawię takiej zwyklizny.. Już sama nie wiem czy mi się to w ogóle podoba, najchętniej zaczęłam wszystko od początku.
Spójrzcie na projekt Ani, no brawo Aniu, jesteś mega zdolna! – ja pierdziele.. ale zamiotła.. mój projekt, w zestawieniu z jej, wygląda jakby był robiony przez 4latkę. Czy ja się w ogóle nadaję do tej pracy..?
Radość (?). Smutek. PRESJA. A przecież to wszystko tylko słowa.. Jedne wypowiadane z czułością i najlepszą intencją, inne – wypływające niemalże niezauważone w codziennym potoku słów, jeszcze inne – wynikające z cierpienia i krzywdy.
I tylko MY możemy zdecydować co z nimi zrobić.
Nie wiem w którym momencie swojego życia postanowiłam oddać pełną władzę nad sobą każdemu, kto tylko był w zasięgu mojego wzroku (a nawet i poza nim). Nie wiem nawet czy była to moja decyzja (well.. skoro nie wiem, możemy być niemalże pewni, że koło świadomości to nawet nie stało ;)
Ktoś powiedział mi coś miłego? Czułam się dobrze. Przez chwilę. Bo już za moment czułam się zobowiązana robić, mówić, czy wyglądać tak, żeby tę aprobatę „utrzymać”. Powiedział coś złego? Czułam się podle, nawet jak się z nim nie zgadzałam. Krzywo na mnie popatrzył? „Chyba mnie nie lubi.. Mam coś na twarzy..?”. Nie miała większego znaczenia sensowność uwagi, czy fakt, że ktoś po prostu miał zły dzień albo najzwyczajniej dawał upust swojej frustracji. Tańczyłam jak mi grali (świadomie, czy też nie).
I tak, dzień za dniem, zdana na łaskę i niełaskę tych, którzy stawali na mojej drodze, stawałam się głucha na to kim właściwie jestem..
A „najważniejsze słowa, które kiedykolwiek usłyszysz, to te, które mówisz sam sobie”***. Szukanie przykładów ludzi, którzy uwielbiani i wychwalani przez cały świat popełniali samobójstwa w swojej depresji, jest zbyt boleśnie proste. Czy ktoś, kto czuje się podle sam ze sobą, jest w stanie uwierzyć w coś dobrego na swój temat, choćby słyszał to w dzień i w nocy? A z drugiej strony.. czy można odmówić sukcesu komuś, kto jest prawdziwie szczęśliwy, mimo pogardy czy lekceważenia ze strony otoczenia? I w końcu czy ktoś, kto tworzy swój obraz na podstawie zbioru - bardziej lub mniej - przypadkowych opinii, ma jakiekolwiek szanse na prawdziwe szczęście?
Pozdrawiam Was serdecznie bardzo!
M.
PS. komplementy, ich przeciwieństwa, jak i niewolnicze interpretacje są zupeeeeełnie przypadkowe ;)
* Nie umniejszając niczyjemu cierpieniu
** parafraza cytatu Sadhguru
*** Marisa Peer
**** to dwa odrębne cytaty, ale w połączeniu zabrzmiały mi jak jedna, piękna spójna całość
Comments